Czytelnia

Piotr Wojciechowski

Piotr Wojciechowski

Zmyślanie siebie

Przeraźliwe są momenty zatrzymania, pustego wzroku, męki bycia na pokaz, gdy już pokazało się wszystko. Każdy, kogo ciekawość lub obowiązek zawodowy skłoniły do oglądania „Wielkiego Brata” lub analogicznego spektaklu z ciągutek seryjnych reality show, dostrzega te momenty u wszystkich osób skoszarowanych na żer kamer.

Te momenty szczerej bezsiły są jeszcze jednym dowodem na to, że słowo reality nie oznacza w tym kontekście rzeczywistości, ale jest słownym gadżetem reklamowym, takim jak „super”, „nowość” „hit”, „okazja”, „zalecany przez lekarzy” itd.

Mimo takiej oczywistości, obrońcy tej formy telewizyjnego spektaklu ciągle mówią o „prawdzie”, co więcej — każą nam wszystkim świętować nową erę w dziejach sztuk wizualnych. Utrzymują, że widz telewizyjny zaczyna odwracać się od fikcji, której symbolem są kolumbijskie telenowele. Teraz widz zapragnął prawdy, chce bliskiego kontaktu z ludźmi takimi jak on, chce uczestniczyć w prawdzie ich życia. Ludzie show biznesu dokonali więc kopernikańskiego wynalazku: zatrzymali fikcję, ruszyli prawdę. Wynaleźli pokazy typu „Agent”, „Girlcamp”, „Wielki Brat” czy „Dwa światy”. Wynaleźli — jak twierdzą — cudowną machinę, dzięki której prawda promieniuje przez ekrany.

Od stu lat surowa i konkretna prawda przenikała przez ekran dzięki sztuce, dzięki tym artystom, którzy opanowali warsztat filmu dokumentalnego. Polski film dokumentalny, dzięki twórczości Karabasza, Kieślowskiego, Pałki, Marcela i Pawła Łozińskich i paru dziesiątek innych godnych wymienienia twórców, przyzwyczaił polskiego widza do wysokich standardów artystycznych, trwale splecionych z wysokim standardem moralnym. W wielkiej rozmaitości stylistyk, środków, zainteresowań jedno było wspólne: przy twórczym, oryginalnym pokazaniu prawdy życia spotykaliśmy się z maksymalnym szacunkiem dla osób pokazywanych i dla nas, widzów.

W reality show tego nie ma. Napędem tych widowisk jest logika zysku i globalizacja mediów. Widzowie nie oglądają żadnej „prawdy”. Co widać? Widać naturszczyków wynajętych za obietnicę telewizyjnej sławy i miraż pieniężnej nagrody. Widać, jak z ogromnym wysiłkiem ci ludzie układają sobie w głowie scenariusze komponowane z sugestii organizatorów i tego, co widzieli już sami w podobnych widowiskach. Widać, jak naturszczycy próbują odgrywać te improwizowane scenariusze męcząc się pustką w głowie i brakiem umiejętności aktorskich. Czy mają pustkę w głowie, bo są głupi? Nie. Wybrano inteligentnych, bystrych, a przynajmniej sprytnych. Tyle, że nigdy żaden z nich nie zajmował się tym, do czego teraz go wciągnięto. Nie takie było ich życie i teraz muszą zmyślać siebie minuta po minucie. Czy więc można powiedzieć, że widzowie dowiadują się prawdy oglądając ludzi takich jak oni sami, zwyczajnych ludzi?

Niewiele tu jakiejkolwiek prawdy, dużo manipulacji i fałszu. Rzecz polega na osobliwym podziale ról — przed kamerami jest gromada dobrowolnych więźniów, aktorów-amatorów udających, że nie są podglądani. Przed telewizorami zasiadają widzowie udający przed sobą, że interesuje ich prawda o ludziach, podczas gdy w rzeczywistości ulegają pokusie podglądania. Dodatkowymi elementami tej zabawy jest w większości wypadków surogat sprawowania władzy, polegający na kolejnym wyrzucaniu naturszczyków z miejsca ich uwięzienia, i swego rodzaju hazard polegający na tym, że ten z nich, kto najdłużej będzie sobą bawić gapiów, zgarnie duże pieniądze.

1 2 3 następna strona

Piotr Wojciechowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?