Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki, Polska demokracja fasadowa, WIĘŹ 2003 nr 5.

Innym przykładem słabości państwa, którą usunąć może tylko poprawa obyczaju, jest źle pojęta solidarność korporacyjna, prowadząca do obrony np. nieuczciwych sędziów czy złych lekarzy przez ich kolegów. Przejawem tej patologii jest też ograniczanie dostępu do zawodów prawniczych pod pozorem dbałości o wysoki poziom profesjonalny. Owszem, ten argument jest niebagatelny, jednak wyraźnie służy on np. adwokatom do ograniczania konkurencji i zapewnienia wysokich dochodów ze szkodą dla potencjalnych klientów, którzy mają utrudniony dostęp do pomocy prawnej. Tym patologiom tylko w ograniczonym zakresie można zapobiec zmieniając prawo. Korporacyjna autonomia np. sędziów służy dobru wspólnemu, sprzyjając ich niezawisłości, natomiast nic prócz obyczaju nie jest w stanie zapobiec nadużywaniu tej autonomii dla obrony partykularnych interesów.

Nie jest aż tak źle?

Trudno być optymistą, jeśli chodzi o perspektywy przezwyciężenia tej słabości instytucji i obyczaju. Nie widać znaków wskazujących na poprawę stanu rzeczy. Przeciwnie: wydaje się, że patologie są utrwalone i mają skłonność do umacniania się i reprodukowania. Nawet jeżeli źródła wielu z nich tkwią w komunistycznej przeszłości, nie widać, żeby oddalanie się czasów PRL przyczyniało się do ich zaniku. Nie spełniła się nadzieja na to, że odejście od komunizmu spowoduje zniknięcie z czasem wywodzących się zeń patologii. Owszem, funkcjonariusze partii wywodzących się z PRL szybko nauczyli się zewnętrznych zasad funkcjonowania rynku i demokracji. Większość z nich nie przejęła się natomiast demokratycznym ani rynkowym obyczajem — w demokratycznych instytucjach dalej nie brak ducha „wicie — rozumicie”, a na rynku często wciąż bardziej liczą się dojścia i układy niż przedsiębiorczość. Do rangi symbolu urasta fakt, że największe fortuny w Polsce wyrastają wciąż na styku, a właściwie — w pomieszaniu prywatnego i państwowego, a ich posiadacze zawdzięczają sukcesy nie genialnym pomysłom biznesowym, lecz umiejętności wykorzystania dostępu do odpowiednich gabinetów.

Nowi ludzie, z postsolidarnościowych elit, zamiast nadać wolnej Polsce nowego ducha, okazali się w dużej części pojętnymi uczniami postkomunistycznych kolegów. Oczywiście, nie brak chlubnych wyjątków — niedostrzeganie tego prowadziłoby nie tylko do zafałszowania rzeczywistości, ale także do mimowolnego zmniejszenia odpowiedzialności tych, którzy się nie sprawdzili: gdybyśmy oskarżali wszystkich, to jakbyśmy usprawiedliwiali tych, którzy naprawdę zawiedli. Trudno jednak uznać, by ci „pozytywni bohaterowie” (czy choćby tylko „pozytywniejsi”) nadawali ton III Rzeczypospolitej. Przeciwnie: dominuje hybryda demokratyczno-rynkowych zasad, postkomunistycznego obyczaju i rozmaitych „importów” z krajów dojrzałej demokracji, obejmujących często akurat nie to, co warto zapożyczyć.

Nawet jednak coraz bardziej powszechna świadomość słabości naszego państwa nie prowadzi do wskazania środków zaradczych. Przeciwnie — dominuje bezradność. Przybiera ona różne formy. Jedną z nich, ostatnio niezbyt modną, ale wciąż obecną, jest gorączkowe zapewnianie, że „nie jest tak źle”. Owszem, można znaleźć niemało krajów, w których jest o wiele gorzej, i to nie tylko w Trzecim Świecie, ale nawet w Europie — dość wspomnieć Białoruś czy Ukrainę. Rzecz jednak w tym, że po pierwsze — pociecha, że gdzieś indziej jest jeszcze gorzej, jest zbyt łatwa, po drugie — punkt startu mieliśmy nieporównywalnie lepszy jako nie tylko „najweselszy”, ale też relatywnie „liberalny” barak w komunistycznym obozie, po trzecie wreszcie — nasze aspiracje powinny wyznaczać kraje nie tyle nawet bogatsze, co lepiej urządzone.

Bezradność w poszukiwaniu remedium

Innym przejawem bezradności jest gorączkowe poszukiwanie zmiany instytucjonalnej, od której można byłoby zacząć upragnioną przemianę. Taką funkcję pełni, moim zdaniem, propozycja wprowadzenia większościowej ordynacji w wyborach parlamentarnych. Nie miejsce tu na analizę jej wszystkich możliwych skutków. Można przypuścić, że przyniosłaby ona niemało dobrego. Trudno jednak wykazać jej praktyczny wpływ na to, co szczególnie nam doskwiera: rozpanoszoną korupcję. Przykład Francji — kraju ordynacji większościowej — działa raczej odstręczająco. Nie mogę więc oprzeć się wrażeniu, że nadzieje wiązane ze wprowadzeniem nowego prawa wyborczego stanowią raczej wyraz desperacji niż chłodnej analizy.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?