Czytelnia

Polacy - Żydzi

Jacek Borkowicz

Jacek Borkowicz

Nad odczytaną listą

Niewiele ponad setka fotografii, najczęściej złej jakości, z wyblakłymi, rozmazanymi twarzami Zapewne niełatwo było je zgromadzić. Teraz, ustawione w równe rządki, przypominają o ludziach, których nie ma i o mieście, które unicestwiono sześćdziesiąt lat temu, żydowskiej Warszawie.

Anka Grupińska dobrą połowę życia spędziła na rozmowach „z Żydami, którzy jeszcze żyją”. Rozpięta między Nowym Jorkiem a Tel Awiwem, wysłuchuje i zapisuje relacje o powstaniu w warszawskim getcie. Obsesyjnie wręcz gromadzi najdrobniejsze nawet okruchy zdarzeń, nikłe fragmenty wywoływanego z pamięci obrazu. Jest dzisiaj głosem ostatnich żyjących - topniejącej z roku na rok grupki osób, które same już nic o sobie nie napiszą.

Jej ostatnia książka, „Odczytanie listy”1, zawiera biogramy 313 członków warszawskiej Żydowskiej Organizacji Bojowej. Jej materialną podstawę stanowi spis poległych żobowców, odtworzony z pamięci wczesnym latem 1943 roku, po wygaśnięciu powstania (wybuchło 19 kwietnia, w momencie rozpoczęcia przez Niemców ostatecznej likwidacji dzielnicy żydowskiej), przez ukrywających się w Warszawie Celinę Lubetkin, Antka Cukiermana i Marka Edelmana. Lista ta przemycona została do Londynu, gdzie z czasem uległa zapomnieniu. Grupińska przywraca ją pamięci, rewiduje i poszerza. Do każdego nazwiska dodaje portret, skomponowany z ułamków wspomnień jej rozmówców. Nie udało się odnaleźć wszystkich, którzy walczyli w warszawskich oddziałach ŻOB. Ale pełniejsza lista już nie powstanie, za chwilę będzie już na to za późno.

Getto warszawskie nie ma cmentarza — pisze we wstępie Marek Edelman. — Kości żołnierzy żydowskich są zmieszane z cegłami zburzonego miasta. [] Anka Grupińska tworzy pomnik. [] To cmentarz z liter, cmentarz ze słów o tamtych ludziach. I będzie taki cmentarz stał na półkach, i każdego dnia przypomni nam tych, którzy kamiennych grobów nie mają. Na tym cmentarzu zabrakło grobów poległych uczestników drugiej walczącej w Warszawie formacji zbrojnej, Żydowskiego Związku Wojskowego, których Grupińska nazywa pięknie żołnierzami bitwy na placu Muranowskim. Pozostało po nich jeszcze mniej, niż po bojowcach ŻOB. Nie mają nawet swojej „listy londyńskiej”.

Papierowy pomnik, który postawiła żołnierzom getta Anka Grupińska, nie jest jednak aleją zasłużonych kombatantów, zdobioną napuszonymi inskrypcjami. W tej książce nie ma śladu czczego patosu. Grupińska zapisuje żywcem, bez zmian i komentarzy to, co usłyszała. A relacje ludzi, którzy przeżyli getto, są rzeczowe i pozbawione wykrzykników.

Z tych pozornie suchych zdań można dowiedzieć się zadziwiająco wiele o tych, których łączyła wspólna walka, lecz którzy jako „cywile” stanowili zbiorowisko bardzo różnych nieraz charakterów oraz biografii.

Przedstawieni tutaj bojowcy to w olbrzymiej większości ludzie dwudziestoletni, pokolenie 1921-22, choć zdarzały się i osoby nastoletnie, które trudno jest nazwać dziećmi - w getcie dojrzewało się młodo. Rzadko mamy między nimi ludzi urodzonych wcześniej. Nie wynikało to chyba wyłącznie z pokoleniowego charakteru tej formacji; po prostu po Wielkiej Akcji, czyli wywózce do obozu śmierci w Treblince ćwierci miliona warszawskich Żydów (lato 1942 roku), największą szansę na przeżycie w getcie mieli młodzi i silni. W warszawskiej ŻOB nie było więc szpakowatych majorów i pułkowników rezerwy. Jako wyjątek wymieniany jest Abraham Diamant (rocznik 1900), który przed wojną dosłużył się stopnia kaprala. Był on zresztą, jak pisze Grupińska, wyróżniany w organizacji jako doświadczony żołnierz: w powstaniu to jemu właśnie dowódca grupy powierzył karabin. Diamant zrobił z niego użytek, zabijając siedmiu Niemców.

1 2 3 następna strona

Polacy - Żydzi

Jacek Borkowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?