Czytelnia

Piotr Wojciechowski

Piotr Wojciechowski

Filozofia chaosu i spiętrzenia

Thomas Hylland Eriksen: „Tyrania chwili. Szybko i wolno płynący czas w erze informacji”, tłum. Grzegorz Sokół, PIW, Warszawa 2003, s. 237.

Nam, miejskim ludziom zamkniętym w sieci godzin pracy, w nawykach sycenia się bieżącymi informacjami, nadążania za polityką i zdobyczami technologii, wydaje się, że cały świat jest taki. To nieprawda — są miliardy ludzi, dla których ważne jest to, co cyklicznie wraca: wiosna, karnawał, monsun, żniwa, pierwsze piątki, redyk, Jom Kipur, wylew Nilu, Adwent. Ten świat czasu cyklicznego staje się dla nas zamknięty, powrót jest prawie niemożliwy. Dlatego dobrze jest dowiedzieć się gorzkiej prawdy o tym świecie, w który już się wplątaliśmy, rozejrzeć się w globalnym megapolis, do którego zawiózł nas pociąg historii.

Dobrze jest, gdy przez dziwny kontynent miasta bez centrum, przez nieskończone peryferie późnej nowoczesności, prowadzi nas ktoś tak zrównoważony, pogodny, dowcipny i przenikliwy, jak Thomas Hylland Eriksen, norweski publicysta i antropolog. Był on od roku 1993 do 2001 redaktorem naczelnym pisma „Samtiden” („Współczesność”) — periodyku o stuletniej historii, niegdyś decydującego o kulturalnej tożsamości norweskich elit. Eriksen doświadczył, jak trudno utrzymać taką pozycję pisma w sytuacji ostrej, marginalizującej konkurencji.

Autor „Tyranii chwili” to przenikliwa bestia. Wszyscy pracujący intelektualnie mają bałagan na biurkach, ale Eriksen nie tylko wie dlaczego — on widzi to w skali planety, wieku. Jednocześnie patrzy na świat nie z jakiegoś centrum, a wyraźnie i z upodobaniem — z boku. Z Norwegii, która jest w nowoczesność globu włączona, zaawansowana, ale ciągle jeszcze zachowuje resztkę tożsamości, oddzielności, dystansu. Eriksen jest antropologiem kultury, ale plemieniem, które bada, nie są żadni „dzicy”. My, ludzie z laptopami uwiązani do internetu, my zamuleni reklamami naciskacze pilotów TV, nieszczęśni kciukacze i klikacze telefonów komórkowych, jesteśmy tym plemieniem. Eriksen pokazuje, jak nadmiar i chaos informacji, presja informatycznego rynku towarów i pracy, zmieniają nasze postrzeganie świata, myślenie, podróżowanie, czas przyjemności.

W krótkiej recenzji nie sposób nawet pobieżnie wyliczyć bogactwa tematów. Praktycznie co pięć stron czytelnik trafia na zdanie, które tak bardzo jest aktualne, że chciałby je wypisać wielkimi literami i w ramce powiesić nad swoim zabałaganionym biurkiem. Ta książka to opis świata, który jest nadmiernie intensywny, przesadnie opisany, narzucający nadmiar informacji o sobie — a jednocześnie takiego, który znika, rozpada się na fragmenty, ukrywa się w czasie rozsypującym się na niespójne chwile. Tak książka to lustro, w którym widzimy, jak trudno nam być razem w tym świecie. Trudno, bo tracimy wspólną o nim i o nas samych wiedzę — bo z pieniącej się migotliwej oferty informacyjnej każdy z nas montuje sobie, wedle woli i przypadku, taką wersję, jaka tylko jemu jest przydatna. A do tego już nie rozmawiamy bez pośpiechu, już nie myślimy jak trzeba: popadamy w taki styl myślenia, który mniej przypomina ścisłe, logiczne, liniowe myślenie charakterystyczne dla społeczeństwa przemysłowego, a bardziej wolnoskojarzeniowe, poetyckie, metaforyczne myślenie, jakie cechowało wiele społeczeństw nienowoczesnych. Dzieje się tak dlatego, że w każdej dziedzinie związanej z informacją następuje szybki wzrost, ale czasu, by ją przyswoić, jest nie więcej niż przedtem.

1 2 następna strona

Piotr Wojciechowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?