Czytelnia

Joanna Petry Mroczkowska

Joanna Petry Mroczkowska, Adopcja po amerykańsku, WIĘŹ 2008 nr 6.

Pewien znajomy Amerykanin mieszkający w Warszawie dziwił się, że u nas w Polsce adopcja to wciąż wielka rzadkość. Czy ma sens porόwnywanie naszych krajόw, z ktόrych jeden jest sześciokrotnie ludniejszy i znacznie bogatszy? Stany są wielkim krajem i liczby bezwzględne dotyczące adopcji w amerykańskim życiu społecznym muszą być wyższe niż gdzie indziej. Istotne różnice dotyczą głównie klimatu społecznego wokół adopcji. Ale tak tam jak i tu wydaje się słuszne czyjeś stwierdzenie, że powodzenie adopcji w dużej mierze zależy od postaw w środowisku babć rodziny adoptującej.

W Polsce mόwi się raczej tylko o tym, jaką traumą jest aborcja. Mamy już nawet kuriozalny termin „ocaleniec poaborcyjny”, który w USA zarezerwowany jest dla tych niewielu osób, które przeżyły, mimo że matka przygotowywana była do zabiegu aborcji. Na oddanie dziecka do adopcji patrzy się tradycyjnie, tak jak to działo się dawniej – oddać i zapomnieć. A tymczasem w zmieniających się warunkach kulturowych kobietom potrzeba pomocy i zrozumienia.

Czy nie musimy w Polsce walczyć z częstą opinią, że dziecko oddaje tylko wyrodna matka? Może trzeba powtarzać, że wyrodną jest tylko ta matka, ktόra dziecko krzywdzi, także narażając je na wzrastanie w warunkach patologii społecznej i moralnej? Potrzeba lat, żeby nauczyć „nowego” myślenia, że oddanie dziecka do adopcji nie wynika z braku miłości, nie jest jego unicestwieniem czy nieodpowiedzialnym unieszczęśliwieniem, ale może być aktem miłości wobec niego – autentyczną troską o jego dobro. Wydaje się, że bardzo potrzebne jest upowszechnienie poglądu, że jakkolwiek wcześnie można być zdolnym do urodzenia dziecka, to niekoniecznie do jego wychowania. Amerykańskie badania wykazują, że im samotna matka jest młodsza i mniej wykształcona, tym bardziej jest gotowa zatrzymać dziecko. Kluczowy jest tu więc problem odpowiedzialności.

W Polsce narasta opinia, że konieczna jest w społeczeństwie zmiana wizerunku matki oddającej dziecko do adopcji. Czy wystarczą akcje informacyjne w mediach, we wspólnotach parafialnych? A może potrzeba ich jeszcze więcej? W artykule „Ciąża ocalona” ks. Jerzy Dzierżanowski wspomina, że bywa, iż kobieta preferuje aborcję „gdyż nie chce być wyrodną matką”, ktόra oddaje dziecko do adopcji („Gość Niedzielny” 2007 nr 9)). To znaczy, że tu i ówdzie wciąż panuje przekonanie, że zabicie płodu anuluje macierzyństwo matki, natomiast urodzenie dziecka czyni kobietę matką, a oddanie dziecka do adopcji czyni ją matką wyrodną.

Brak zrozumienia występuje nawet czasami u personelu medycznego w kontakcie z rodzącą kobietą, która z bólem odwraca się od noworodka ze słowami: „Bo nie mam warunków na wychowanie, a jak zobaczę, nie będę go mogła oddać”. Wydaje się, że dobrym przykładem właściwego postawienia sprawy w kontekście reliktόw takiej mentalności, jest świadectwo pewnej matki adopcyjnej. Opowiada ona, że kiedy jej cόreczka zapytała z niepokojem: „Czy moja mama mnie nie kochała, bo mnie oddała?” Kobieta odpowiedziała: „Mama cię kochała, bo cię urodziła”.

Bibliografia:
– Debora L. Spar, „The Baby Business. How Money, Science and Politics Drive the Commerce of Conception”, Harvard Business School Press, Boston 2006
– Joyce Maguire Pavao, „The Family of Adoption”, Beacon Press, Boston 1998, 2005
– Rickie Solinger, „Beggars and Choosers. How the Politics of Choice Shapes Adoption, Abortion and Welfare in the United States”, Hill and Wang, Division of Farrar, Straus and Giroux, New York 2001
– H. David Kirk, „Adoptive Kinship”, Butterworths, Toronto 1981

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7

Joanna Petry Mroczkowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?