Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Pokaż język

Rozmawiają: Bartłomiej Chaciński (dziennikarz), Jerzy Sosnowski (pisarz) i Eligiusz Szymanis (historyk literatury) oraz Katarzyna Jabłońska i Tomasz Wiścicki (Więź”)

„Więź”: Czy na podstawie języka można sporządzić portret tych, którzy się nim posługują?

Jerzy Sosnowski: Niedawno jechałem pociągiem w jednym przedziale z sześcioma młodymi ludźmi, którzy — jak wynikało z ich rozmowy — zostali wypuszczeni z jednostki wojskowej na przepustkę. To doświadczenie uświadomiło mi rzecz nienową, ale było tak dojmujące, że ono jest najmocniejszą odpowiedzią na postawione pytanie. Moi współtowarzysze podróży mówili polszczyzną sprowadzoną do kilkunastu słów, właściwie wszystkie poza spójnikami były wulgarne. Na ogół w podobnych przypadkach zwracam uwagę, nawet jeśli jestem w mniejszości. Tym razem uderzyło mnie, że oni są całkowicie nieagresywni, w związku z czym zwrócenie uwagi jest zapewne stosunkowo bezpieczne, ale jednocześnie — całkowicie bezcelowe, ponieważ moi współpasażerowie nie używali tego języka przeciwko komuś. To była ich naturalna polszczyzna i żądanie, żeby przestali przeklinać, oznaczało żądanie, żeby zamilkli.

Bartłomiej Chaciński: To zupełnie jak w dialogu z „Dnia świra” Marka Koterskiego, gdzie zresztą również kilka osób jedzie w przedziale kolejowym i dziewczyny tak sobie gadają: „a wtedy to się tylko całowałam, całowałam, eeextra, poszliśmy do kina, suuuper”. To jest wersja soft, chłopcy mają wersję hard, tym bardziej jeżeli wyjdą z wojska. Wiemy, że wojsko przynajmniej na jakiś czas zmienia człowieka i jego język; nie wystarczy być wykształconym, żeby się temu nie poddać. W wojsku zmienia ludzi rywalizacja w używaniu wulgaryzmów i w życiu też tak poniekąd jest. W języku, którym się zajmuję, czyli języku czternasto-, piętnastolatków, następuje rywalizacja, kto jest bardziej dorosły, bardziej wulgarny, bardziej wyrazisty w opisywaniu świata, kto używa bardziej wymyślnych pojęć — takich, których nikt inny nie zrozumie. Mam wrażenie, że trochę przechwycili to politycy, oni używają nawet wyrazów zapożyczonych z polszczyzny młodzieżowej, tak jak te słynne „cieniasy” Marcinkiewicza. To jest raczej sformułowanie charakterystyczne dla piętnastolatka, który zaliczył właśnie jakiś udany trip na desce i bardzo się z tego cieszy. Sposób przejmowania tego języka przez polityków świadczy o tym, że na naszych oczach odbywa się na poziomie języka taka sama gra piętnastolatków: spierają się, kto jest mocniejszy, zupełnie jak w subkulturach.

Eligiusz Szymanis: Język, w którym jeden czasownik z prefiksacją i dwa rzeczowniki dają pełnię polszczyzny, wchodzi nawet do kręgu studentów humanistyki. Pamiętam czasy na polonistyce, kiedy słowa te były ewentualnie pikantnym cytatem, teraz stanowią niemal normę.

Narzędzia i toksyny

— Czy można w takim razie powiedzie, że norma inteligencka w języku zanikła, normą natomiast stał się język niedojrzały, infantylny, a nawet schamiały?

J. Sosnowski: Zanikły wzorotwórcze funkcje mediów i szkoły, w rezultacie wytworzyła się niezwykle prymitywna polszczyzna, muszę powiedzieć mało demokratycznie: ogromnych mas społecznych, która jest nieprzekładalna na język bardziej tradycyjny, tak zwaną polszczyznę literacką. Ponieważ język nie jest tylko ekspresją stanu ducha, ale także daje nam narzędzia rozumienia świata, wobec tego taki język niezwykle ogranicza możliwości przeżyć duchowych. Nie sądzę, żeby w tym języku dało się wyrazić uczucia nieco bardziej subtelne niż podstawowe: lubię — nie lubię, to jest dobre — to jest złe.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?